AKTUALNOŚCI
Wywiad z Jankesem z Eski
- Szczegóły
- Utworzono: czwartek, 30, wrzesień 2010 10:37
Rozmowa z Krzysztofem Jankowskim, prezenterem radia „Eska”.
Twój głos rozpoznają codziennie tysiące słuchaczy radia „Eska”. Jak rozpocząłeś swoją przygodę z radiem? To kwestia przypadku czy raczej przeznaczenia?
Raczej przypadku, szczęścia, później może przeznaczenia. Początki tej wyjątkowej przygody sięgają lat, gdy miałem bujne „hery” i biegałem w piramidach. Już wtedy uwielbiałem słuchać radia. Udzielając się jako słuchacz listy przebojów „Radia Gorzów”, po którymś z telefonów padło pytanie: „Może do nas wpadniesz?” Wpadłem i zostałem. Na dzień dobry zostałem specjalistą w dziedzinie 3xP, tj. przynieś, podaj, pozamiataj. Szybko awansowałem do swoich 20 sekund na antenie. W trakcie listy w ramach ogłoszeń parafialnych oznajmiałem kto otrzymuje nagrodę. Później trafiłem do radia „GO FM”. Tutaj podobne występy miałem w Wieczornych Harcach Przy Latarce - programie Andrzeja Jaszczyszyna, z którym do dziś wspominamy tamte chwile. Po jakimś czasie uczeń przerósł mistrza (śmiech) i przez dłuższy czas sam harcowałem. Jestem pod wrażeniem słuchaczy, którzy przez całą noc nawet przy - 20'C udzielali się w programie dzwoniąc z zamarzniętej budki telefonicznej. Z niektórymi z nich kontakt się nie urwał. Po nocnych harcach były popołudniowe i poranne. Pamiętam moje rajdy „żółtą strzałą” czyli Fiatem 126p z domu do radia. Rekord trasy wciąż należy do tego bolidu. Po jakimś czasie „GO FM” zmieniło się w „Eskę”. Ta sieć radiowa otworzyła mi drogę do kolejnych miejsc w kraju.
Gorzów to niewielkie miasto, w którym wszyscy się znają. Mieszkańcy uwielbiali Twoje audycje, było Cię słychać w każdym sklepie i aucie. Jak reagowali ludzie kiedy dowiedzieli się, że wyjeżdżasz i już pewnie nigdy nie wrócisz?
Po kilku latach pracy w gorzowskim eterze trochę marzyłem by ktoś zadzwonił i zaprosił mnie do współpracy. I wywołałem wilka z lasu. Lasem okazał się Śląsk, a wilkiem „Eska”. Pełen obaw ruszyłem w stronę kopalń. Wiem, że kilka osób za mną tęskniło, jednak to ja w tej dziedzinie byłem najlepszy. Przez pierwszy rok w każdy weekend lądowałem w Gorzowie. 22 godziny w pociągach i autobusach, podobna ilość godzin w rodzinnym mieście. Sam Johnny Bravo pewnie złapałby się za głowę, albo popukał. Teraz jak już wpadam do Gorzowa to kilka razy w roku i tylko na małą kawę. Ta nie zdąży ostygnąć, a już muszę lecieć. Zajęcia różnych treści nie pozwalają na więcej. Czasem myślę sobie, że może kiedyś wrócę na dłużej albo na stałe.
Dużo poświęciłeś dla kariery?
Nie lubię słowa – kariera. „Serio serio”, jak to mówi osioł w Shreku (śmiech). Jakoś mi to nie działa. Co do poświęceń to niczego nie żałuję! Oby było tak dalej, a wciąż będę szczęśliwym człowiekiem.
Prowadząc w Sosnowcu „Jajecznicę A'la Jankowski” śnieg, deszcz czy upał.... musiałeś wstawać do pracy wcześnie by na 6.00 zjawić się w studiu i poprowadzić program. Teraz prowadząc „ImprEskę” każdy wieczór masz zajęty. Są takie dni, że ma się tego dość?
Dość? Zwariowaliście? Oczywiście pierwszy i drugi zestaw ma swoje plusy i minusy, ale bez przesady. Jeszcze nigdy nie zaznałem tzw. „zmęcza” tym co robię. Dyrygując porannym programem ciężko się wyspać, a wieczornym trudno o spotkania z przyjaciółmi, czego mi brakuje. Poza tym jest pysznie.
Co Cię kręci w tej pracy?
Jedyna w swoim rodzaju magia. Serio w tej „pracy” jest jej w rozmiarze XXL. Uwielbiam to co się dzieje w trakcie programów i nie tylko. Radiowa kraina przyciąga rewelacyjnych ludzi, z którymi można wszystko i wszędzie. Wiele atrakcji bierze się z kosmosu. Kosmosu, którego nie mam zamiaru nikomu oddać. Kręci mnie przede wszystkim styczność z muzyką. Od małego byłem w niej zakochany. Grałem na szkolnych dyskotekach, domówkach... Kiedyś jak sprzęt nawalił pobiegłem do domu po „Kasprzaka” kaseciaka i imprezka kręciła się dalej. Sprzęt sprawdził się bo to były tańce w małej szkolnej salce na piłki. Wszyscy ocierali się o siebie jak śledzie, a i tak było fajnie. To były piękne chwile.
Na antenie codziennie trzeba być wesołym, mieć dobry humor... Ludzie cenią Cię, bo poprawiasz im nastrój. Często przychodzi Ci zaciskać zęby i tuszować prawdziwe emocje?
Jedyne co trzeba, to być sobą. Całe szczęście tak mam, że z automatu uśmiecham się do mikrofonu. Bardzo rzadko gram dobry głos do złej gry. Jak jest mi źle to najczęściej mówię o tym i tyle. W radiu jest tak, że jeśli zaczynasz grać na siłę to ludzie z tego przedstawienia wychodzą.
Słuchacze dzwoniący do radia są różni i często dość oryginalni. Zdarzyło Ci się wybuchnąć śmiechem na antenie albo dusić go w sobie?
Takich sytuacji jest mnóstwo. Co chwilę ktoś coś palnie albo robi ze mną „cuda wianki”. Wtedy się nie hamuję, a wręcz przeciwnie, nabieram rozpędu. Tańczę, skaczę, śpiewam, kwiczę z zachwytu. Zdarza się też krzyczeć. Wiem, wiem – tego wiele osób nie lubi. Czasem po ciekawym wejściu antenowym wydzieram się na cały regulator. Wtedy w radiu wszyscy wiedzą i mówią: „O! Jankes znów ma po antenowy orgazm”. Kiedyś zdarzyło mi się stać na głowie. Słuchaczka powiedziała: „ja nie dam rady”. Mnie się udało. Innym razem odbierałem poród na antenie. No taki na niby, ale słuchaczka była w dziewiątym miesiącu ciąży i wszystko mogło się zdarzyć. Jak mówiłem wcześniej, to co robię na antenie to nie żadna poza, tylko ja.
Prowadziłeś kilkakrotnie gale takie jak Eska Music Awards czy Sopot Hit Festiwal. Ciężko było wyjść z kameralnego studia w radiu na wielką scenę i stanąć twarzą w twarz z tysiącami ludzi?
Tak jak w przypadku radia, krok w telewizję był czymś naturalnym i raczej bezbolesnym. Postawili mnie przed kamerą i już jakoś poleciało. Pamiętam jak kiedyś w trakcie wejścia na żywo dla „TVP2” reżyser zaczął odliczać: „3,2,1 Jankes jesteś!”. Po tym jak zacząłem mówić, on krzyknął do słuchawki – „Kończysz!”. Przez głowę przeleciała mi myśl „O co tutaj chodzi i czy on zwariował?” Błyskawicznie skończyłem. Teraz wiem, że to normalka w wejściach na żywo. Po kilku doświadczeniach z telewizją, co ciekawe, swobodniej czuję się prowadząc festiwal albo koncert z kilkutysięczną widownią, niż w studiu bez publiki.
Czego uczysz się od radia?
Radio na pewno uczy mnie dyscypliny, wyłuszcza mi moje wady i podpowiada by robić w życiu to, co się kocha. Wtedy życie ma najpiękniejsze barwy. Komu nie udaje się niech dalej ciągnie w stronę spełnienia.
Skąd czerpiesz inspiracje i pomysły na prowadzenie audycji?
Skąd czerpię pomysły? Z życia. Pomysły tak jak pieniądze leżą na ulicy. Jedynie bacznie trzeba się rozglądać.
Rozumiem, że spełniasz się w swojej pracy, ale jeśli nie radio, to co? Masz jakieś pasje i zainteresowania, którymi mógłbyś się zająć?
Gdyby nie radio to może telewizja, bo niedaleko pada jabłko od jabłoni. Im więcej doświadczeń z okiem kamery tym bardziej mnie to kręci. Gdy radio i telewizja odpadną, chciałbym być muzykiem. Grać na gitarze. Ekstaza pojawiająca się w trakcie koncertów jest czymś niezastąpionym. Tak jest od strony odbiorcy, a co dopiero od strony nadającej ton. Musi być bosko.
Masz więc swój prywatny ranking koncertów?
Rankingu nie mam, ale numerem jeden jest koncert brytyjskiej grupy „Coldplay” w Londynie z 2009 roku. Poleciałem do UK bez wejściówki czując, że uda mi się wejść, i tak też się stało. Bilet kupiłem u koników tylko trochę dopłacając do interesu. Było warto. Do dziś pachnie mi w głowie tym wydarzeniem.
Twoja audycja w „Esce” skierowana jest głównie do młodzieży. Masz jakieś zwariowane fanki?
Zdarza się, że ktoś mnie bardzo lubi. Choćby wczoraj dostałem maila od dziewczyny z adresu kochamciejankes@... Ciekawe, prawda? (śmiech). Kiedyś poznałem niewiasty, które pragnęły się przytulić. Na Śląsku gdy prowadziłem poranny program niektórzy przychodzili z transparentami przed okno radia. Nazywałem ich - zwariowanymi wariatami.
O czym marzy „Jankes” ?
O tym by nikt nie uszkodził lub nie zabrał mi radiowych skrzydeł. Mam nadzieję dolecieć trochę dalej niż Ikar. Poza tym marzę o grze na instrumentach tych dużych, średnich i maleńkich. Głośnych, cichych –wszystkich. Instrumenty wszelkiej maści to jeden z najlepszych wynalazków. Prawie od zawsze mam słabość do gitary. Kurczę, może kiedyś uda się nauczyć grać tak porządnie.
W Twoim programie ludzie przede wszystkim pozdrawiają się nawzajem, nie pomijając Ciebie. Jak to jest być najczęściej pozdrawianym Polakiem?
Wyjątkowo (śmiech). Tym razem ja pozdrawiam. Pozdrawiam uroczyście i do usłyszenia
Agata Kurcin
Michał Skowroński
22 marzec 2016
Dwumetrowa świąteczna ozdoba od dziś zdobi centrum Gorzowa. W mieście robi się też coraz bardziej zielono i kolorowo. To wszystko za sprawą pierwszych wiosennych nasadzeń. Do Wielkanocy ukwiecone zostaną najważniejsze punkty w centrum miasta. Miejskie kwietniki,...
|
17 marzec 2016
SPRING IS COMING! fot. Grand Club 18-03-2016 PIĄTEK19-03-2016 SOBOTA START 21:00WSTĘP DARMOWYREZERWACJE 663 383 201 ZAPRASZAMY
|
15 marzec 2016
Instytut Pamięci Narodowej zaprasza na Przystanek Historia 16 marca na godzinę 17 do WiMBP. Będzie quiz , będą nagrody. fot. Instytut Pamięci Narodowej Zobaczcie też plany na marzec i kwiecień 2016, tak aby łatwiej było Państwu zaplanować ew. udział 14.03...
|
WYDARZENIA KULTURALNE